Jestem lekarzem dentystą reprezentującym zawód, który według statystyk WHO cechuje na świecie bardzo wysoki wskaźnik wypalenia zawodowego (burnout syndrome oznaczony w międzynarodowej klasyfikacji chorób i problemów zdrowotnych numerem Z73): wyższy niż wśród lekarzy innych specjalności, wyższy niż wśród menadżerów, ekonomistów także wyższy niż wśród policji, wojska czy strażaków…
Stomatologia jest profesją hybrydową, w której z jednej strony trzeba nieustająco się doskonalić, podnosić kwalifikacje, tytuły, specjalizacje, organizować w najwyższym standardzie (aby mieć desygnat szkoleń w rzeczywistości zabiegowej) wyposażenie klinik, realizować kursy dla lekarzy i pacjentów, prowadzić w pojedynkę z pacjentem i asystą stresującą pracę kliniczną o szerokim zakresie czynności leczniczych i profilaktycznych. Z drugiej strony: być przedsiębiorcą i menadżerem kontaktującym się z całą machiną biurokratyczną związaną z prowadzeniem biznesu w danym kraju (w większości krajów na świecie stomatologia bazuje na indywidualnych i grupowych praktykach prywatnych). Ten dualizm i rozedrganie znacząco wzmaga niepowodzenia w psychologicznym zmaganiu ze stresem, rodzi obciążenia emocjonalne i somatyczne.
Od marca 2020 roku w wyniku wybuchu epidemii wirusa SARS-CoV-2 ten zawód stał się dla nas lekarzy dotkliwą hybrydą. Do przewlekłego napięcia zawodowego doszedł niemodyfikowalny zdolnością zaradczą stres wobec faktu zaistniałej w świecie sytuacji epidemiologicznej. Specyfika pracy w środowisku jamy ustnej pacjentów, możliwość zakazania drogą kropelkowa przez ślinę, krew, rozpylanie i inhalacje aerozoli powstających w tym zawodzie w czasie leczenia w połączeniu z pandemią to oczywiste zagrożenie dla lekarzy, pacjentów, personelu medycznego i co za tym idzie ich rodzin i bliskich. Mierząc się z ta nadzwyczajnie trudną sytuacją jedni lekarze (uciekając od rzeczywistości lub próbując ją odczarować) intensywnie pracują, wykonując zabiegi planowe, inni zawieszają swoje działalności całkowicie lub przyjmując tylko pacjentów wymagających bezwzględnie pomocy w trybie pilnym czy przyspieszonym. Wszyscy jak swoista ,,chimera’’ uzbrojeni w maski, kombinezony, przyłbice zdobywane z dużym poświęceniem i samozaparciem. Dla tych, co ograniczają lub zawieszają swoje działalności sytuacja staje się szczególnie dojmująca. Pojawia się nie tylko zawodowa – medyczna odpowiedzialność za zdrowie naszych pacjentów, personelu medycznego, naszych rodzin i bliskich, ale także społeczna za wszystkich, zatrudnionych na różnych umowach, pracowników naszych klinik czy praktyk. W sytuacji przestoju, narzuconej izolacji, skoszarowania, braku jasnych wytycznych prawnych, pewności organizacyjno-finansowego wsparcia państwa, rodzi się wyrosłe na bazie specyfiki zawodu, podlane koronawirusem SARS CoV-2 wyczerpanie emocjonalno-psychiczno-fizyczno-behawioralne. Swoisty COVID-19 -BURNOUT SYNDROME. Co zrobić gdy ograniczone pandemią zdolności zaradcze i dekompozycja dotychczasowych zasad zderzają się z wciąż silną medyczno-społeczną odpowiedzialnością nas lekarzy? Kulminacyjne pytanie z jednej z bajek brzmi „co zrobić, gdy życie dołuj”? Ponoć płynie się dalej. Ważne tylko, aby wiedzieć dokąd…?
Mieszkam i pracuję w Warszawie. Praktykę lekarską prowadzę od ponad dwudziestu lat. Jestem współwłaścicielką kliniki stomatologicznej Trio-Dent, gdzie leczę pacjentów, prowadzę badania naukowe, ale też udzielam pomocy osobom, które jej potrzebują.